MENU

PL

Dzielenie się kontra pouczanie

Drugi uczynek miłosierdzia mówi „nieumiejętnych pouczaj”. Według Katechizmu Kościoła Katolickiego uczynki miłosierdzia to dzieła miłości, poprzez które pomagamy innym w potrzebach duszy i ciała. Jednak słowo pouczanie nie kojarzy nam się pozytywnie. Według słownika języka polskiego czasownik „pouczyć” oznacza poinformować jak należy się zachować lub co zrobić w danej sytuacji, zwrócić komuś uwagę bądź spędzać czas na uczeniu kogoś. Zasadniczo nie ma w tym nic, co mogło by wzbudzić w nas niechęć. Jednak w definicji słowa „uczyć” zauważymy coś, czego brakuje w pouczeniu. Uczyć to przekazywać komuś określoną wiedzę, umiejętności. Wdrażać go i ćwiczyć w czymś oraz ułatwiać poznanie i pomagać w rozwoju. Będąc pouczanym stejmy w roli „głupca”, którego należy poinstruować, przy czym osoba pouczająca wówczas jest w roli osoby wszechwiedzącej i nieomylnej. Tu jest sedno sprawy, bo nikt nie lubi się tak czuć.

System edukacji od początku piętnuje popełnianie błędów czy niewiedzę. Model nauczania, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni to nieme słuchanie wykładu, gdzie zadawanie pytań czy co gorsza wysłanie sygnału, że coś jest dla nas nie jasne jest odbierane jako podważanie autorytetu nauczyciela lub lekceważenie. Nic dziwnego, że potem sami przejmujemy ten typ przekazywania wiedzy lub nie czynimy prób w kierunku modyfikacji sposobów jej odbioru.

DLACZEGO DZIELENIE SIĘ MA MOC?

Przede wszystkim opiera się na zupełnie innej relacji. Dzielenie nie stawia nauczyciela w roli osoby wszechwiedzącej a raczej doświadczonej, która jest zdolna do przekazania wiedzy ale jednocześnie daje sygnał, że jest na ścieżce poszukiwań tak samo jak uczeń, tyle że w innym jej miejscu. Nauczanie wówczas opiera się na zadawaniu pytań, wzmożonym refleksjom, przemyślanym wspólnie ustanowionym strategiom. Sposób ten jest o tyle dobry, że pobudza naturalną chęć człowieka do poznawania i odkrywania. Wzmaga kreatywność i niesztampowe myślenie. Możliwość odkrywania i prawdziwego, indywidualnego doświadczenia rzeczy nadaje sens wysiłkom. Trzeba wiedzieć, że bez zaznaczenia celu i sensu nasz mózg będzie niechętnie przyjmował wiedzę.

CO Z AUTORYTETEM?

Wydawać się może, że w takim modelu posiadanie autorytetu jest niemożliwe. Nic bardziej mylnego. Zastanówmy się do kogo żywiliśmy więcej sympatii, zaufania, szacunku czy wdzięczności. Do kogoś kto przekazuje nam wiedzę w sposób mechaniczny, nie uwzględniając naszej roli w tym procesie, czy kogoś kto personalizuje przekaz, zadaje pytania (pomocnicze) i jest ciekaw naszej opinii.  Poczucie, że jesteśmy ważni i wysłuchiwani jest istotne.

Zaznaczmy jeszcze, że nauczyciel dzielący się wiedzą nie oznacza osoby niewymagającej czy zupełnie pozbawionej poczucia odpowiedzialności. Właśnie efekty współpracy tym bardziej będą go interesować.

Jeśli dane stanowisko obejmuje przygotowanie i wdrażanie pracownika, tym bardziej należy zadbać o dobrą relację. W końcu będzie to skutkować dla obu stron tak samo. Menadżer przekazujący wiedzę w sposób nieodpowiedni nie tworzy zgranej drużyny, która będzie dobrze działać. Tym sposobem sam strzela sobie w kolano. Dla przełożonych fakt, że w danym dziale firmy są stale roszady i wiecznie winny jest pracownik powinno dać do myślenia, czy przypadkiem nie ma problemu po drugiej stronie, czyli tej nauczającej i kordynującej.

Wiele możemy dowiedzieć się przeglądając źródła informacji dotyczące wychowania czy nauczania dzieci. Skoro więc Janusz Korczak powiedział, że „nie ma dzieci, są ludzie”, to traktowanie w ten sposób osób dorosłych kompletnie mija się z celem. Jeśli dzieci nie odbierają formy pouczania pozytywnie, to jak mają odbierać ją dorośli.

Iwona Cender


wróć